W ubiegły piątek Oskarek tak bardzo źle się czuł z powodu ospy, że dostaliśmy skierowanie do szpitala zakaźnego w Łańcucie. Na szczęście pan doktor, który nas przyjmował, dał małemu jeszcze szanse na leczenie w domu, i całe szczęście bo kto wie jakby się skończył taki pobyt na oddziele zakaźnym.
Przez chwilę było bardzo poważne zagrożenie że Oskarek z powodu powikłanej ospy zachoruje na zapalenie móżdżku, ale na szczęście leki przeciwwirusowe pomogły i na dzień dzisiejszy pozostały tylko zwykłe ospowe krostki. Zgodnie z zaleceniem malujemy te krostki wodnym roztworem gencjany i Oskareczek wygląda jak prawdziwa biedronka, tyle tylko że kolor kropek odbiega troszkę od normy ;)
Teraz napiszę o Majeczce, ale aż boję się pisać... (żeby nie zapeszyć)
Odkąd zaczęliśmy naszą myszkę leczyć z candidy, zaobserwowaliśmy znaczne postępy! Mało tego wydaje nam się że z każdym dniem Maja jest bardziej kontaktowa i na prawdę super sobie radzi! :)
Oby tylko to nie było takie chwilowe i żeby na prawdę te postępy się zachowały.
Jednym z przełomów to to że Maja zaczęła się witać z ludźmi, wiadomo nie jest to jeszcze idealne, ale stara się bardzo! Pojawiła się też troska o swojego braciszka. Jest bardziej wyciszona i przez ostatni tydzień nie było wybuchów furii i wrzasków.
Nie możemy wyjść z podziwu ile dało wyleczenie candidy i trzymanie diety bezmlecznej i bezcukrowej. Oczywiście terapie też bardzo się do tego sukcesu przyczyniły!
Mam nadzieję że to nie jest sen, który zaraz pryśnie jak bańka mydlana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz